Bachus, raport LC #4

Niestety odpadłem trochę, popłynąłem…

 

Jak zapewne zauważyliście, jeden raport z zeszłego tygodnia się nie pojawił. Zabrakło czasu, zmęczenie nie pozwalało napisać go wieczorem, a rano wstawałem li tylko po to, żeby zrobić trening…

 

Trochę gorzki będzie ten wpis, trochę smutny…

 

Ale też szczery. Do Bachusa szło dobrze. Waga spadała, a ja czułem się dobrze. W piątek zrobiłem małe ładowanie węglami, około 160 gram. Niestety też dojechałem się nerwowo. Żona miała małe wychodne, a Mała akurat tego dnia postanowiła odlubić butelkę, którą miałem ją nakarmić 😉 w efekcie 3-4 godziny noszenia, walki, nerwów, zanim schowałem godność w buty i zadzwoniłem po pomoc 😉 Rano obudziłem się zmęczony, z zakwasami jakby dzień wcześniej na siłce sobie czadu dał 😉

 

W sobotę jeszcze jedno ładowanie węgli, 130 g. Dodatkowo nieplanowana siłownia w postaci sprzątania garażu, gdzie rozwalona półka zatorowała przejście. W efekcie na Bachusa jechałem zmęczony i zły, ale jednak dalej z wolą złamania 47 minut.

 

Na szczęście przestało padać.

Było jednak mokro i zimno. Zimno mi nie przeszkadza, ale altry ecalante niebezpiecznie ślizgały się na mokrym asfalcie i bruku. Chociaż uczciwie powiem, że znajomi biegacze w butach innych marek też na to narzekali.

 

W planie był negative split. Pierwsze 5 kilometrów szło dobrze, chociaż przyznam że nie biegło mi się komfortowo ze względu na organizację biegu. Ochrona nie radziła sobie z kibicami, ludzie ni stąd ni zowąd wchodzili na trasę biegu, zdarzył się nawet policjant, który wpuścił na przejście grupę ludzi wprost przed nadbiegających zawodników. I być może dlatego druga część biegu nie poszła po mojej myśli. Nie mogłem utrzymać szybszego tempa. I analizując to teraz, wydaje mi się że przyczyną tego była obawa  o bezpieczeństwo. I chyba też wewnętrznie nie jestem przygotowany na takie szybkie bieganie, wysokie tętno… Zapas był, co pokazuje analiza tętna:

Czy jestem zadowolony? Jednak tak. 48:05  to jednak niezły czas jak na gościa w moim wieku, który w 2011 wstał z kanapy i zaczął biegać, przy okazji zrzucając ponad 30 kilogramów. Endomondo z jakiegoś powodu upiera się nawet, że to była moja nowa życiówka, mi jednak wydaje się, że 100 metrów dodałem sobie obiegając szerzej zakręty w pierwszej połowie biegu, żeby wyprzedzić wolniejszych biegaczy. Niedosyt jednak pozostał, nie dałem z siebie wszystkiego i dlatego jestem na siebie zły.

 

Skąd wiem, że mogło być lepiej?

W ubiegły czwartek brałem udział we wspólnym treningu przed Zielonogórską Połówką, gdzie tradycyjnie wraz z dwoma kompanami będę jako pacemaker prowadził grupę na 2:15. Gdzieś koło 8go chyba kilometra dostałem telefon od Żony, że nie daje sobie rady z szalejącą po szczepieniu Małą…. Przyspieszyłem, i oderwałem się od grupy żeby jak najszybciej wrócić do domu. Po opanowaniu sytuacji zgrałem  na spokojnie trening…

Tak, w porównaniu do 1% na Bachusie tutaj było 6% w anaerobach, i do tego wyższe tętno maksymalne. A wszystko to na 56 gramach węgli 😉

 

Potem zaś przyszło najgorsze, czyli tydzień z kumulacją problemów i nerwów zarówno w pracy, jak i w życiu osobistym…

 

Do tego doszły problemy z pachwiną, przypuszczalnie przez kręgosłup lub urządzenie do wyrywania chwastów z trwanika, jakby to głupio nie brzmiało. I odpadłem, popłynąłem. Były węgle, zażeranie stresu, kompulsywne żarcie, jakby to nie nazwać. Momentalnie odrobiłem chyba z 2 kilogramy, wiem, że to woda, ale jednak boli. Chyba najbardziej boli świadomość klęski, tego że odpuściłem psychicznie. Kumulacja była wczoraj, kiedy zobaczyłem niesamowity progres Tomka Kaszkura, autora bloga http://runaroundthelake.blogspot.com/ który na Kaszubskiej Poniewierce zajął 3 miejsce open, czego Mu jeszcze raz gratuluję. I siedzę sobie teraz zły, rozgoryczony i smutny, na końcu tygodnia który dał mi niesamowicie w kość…

 

Ale czasami trzeba się cofnąć, żeby wziąć rozbieg…

 

Nie poddam się, Wszystko dzieje się po coś, a to wszystko daje mi dodatkową siłę i doświadczenie. Woda zlatuje, za parę dni będę znowu lżejszy, a ten cały incydent spowodował, że zaczynam inaczej pracować ze swoją psychiką… A piszę Wam o tym szczerze, bo nie chcę żeby ten blog był jak niektóre profile na insta – sztuczny i na siłę idealny…

 

Do boju zatem…

 

Processed with VSCO with c1 preset
Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *