Bieg św. Dominika – Gdańsk 2018

 

Ciężko zabrać się za pisanie relacji, kiedy urlop szaleje dookoła 😉 Ale chciałbym krótko napisać o tym biegu, bo chociażby jego umiejscowienie zasługuje na wzmiankę. No i fakt, że to oficjalnie pierwsza 5 tka w moim życiu 😉

 

5 km, 3 pętle ulicami gdańskiego Starego Miasta, podczas Jarmarku Dominikańskiego – czy może być coś bardziej urokliwego? Na pewno 100 km po ciemnym, błotnistym lesie, ale ten bieg ma coś w sobie. Organizacja? Moim zdaniem dobra, drobne wpadki na fanpejdżu, jak na przykład wrzucony niedziałający link do wyników. Ludzie w piątek narzekali na opóźnienia w odbiorze pakietów, ja w sobotę odebrałem sprawnie i szybko 2 godziny przed biegiem. Słowem – widziałem gorszą organizację 😉 Za 45 zyla w pakiecie koszulka, żel, naklejki i ulotki, a na mecie fajny medal, piwo niealko i woda.

 

Jestem pełen podziwu, bo zorganizować taki event w takim miejscu nie zamykając jednocześnie miasta to majstersztyk. A do tego prawie na cały dzień: bo najpierw prolog, darmowy i można było koszulkę dostać, potem biegi VIPów, wózkarzy, 5 km kobiet, mężczyzn a na koniec dycha zawodowców. Oczywiście przechadzając się ulicami Gdańska przed startem słyszałem narzekania, ale dogodzić się wszystkim nie dogodzi, a moim zdaniem ograniczenia nie były szczególnie dokuczliwe.

O moim biegu:

około 30 stopni i ta temperatura sprawiła, że po pierwszym kilometrze przestałem myśleć o wyniku, a jedynie o dobiegnięciu. Wysokie tętno wzrastające wraz z dystansem – taka pogoda nie jest dla mnie do biegania. Na horyzoncie czaiła się burza, i możecie sobie wyobrazić tą duchotę, która skutecznie odbierała siły i zapał do biegu.  Do tego urlop, więc zmęczenie plażowaniem, opalaniem i zwiedzaniem. 24 minuty totalnie mnie satysfakcjonują, ale też wolałem nie spędzić reszty dnia pod kroplówką 😉 Dobiegłem, woda, piwo, i po paru minutach z nieba oberwanie chmury – tylko dlaczego nie pół godziny wcześniej? 😉 Idąc ulicami, po których przelewały się całe strumienie dosłownie odżyłem – duże dzięki dla Orgów za darmowy prysznic 😉

Tuż przed startem, Młody z Żoną kibicują stacjonarnie z kawiarni 😉

Bieg ten pokazuje, jak duży problem mam z wysokimi temperaturami. Z jednej strony ciągle za duża waga, z drugiej zaś strony brak możliwości trenowania na co dzień w ciągu dnia. Więc jednak z bólem serca zabiorę się za tą wagę, a i też przestawię treningi w tygodniu na popołudnie / wieczór, gdzie jest z reguły cieplej niż rano. A przede wszystkim postaram się wyrwać z głębokiej dupy psychicznej, w której się znajduję…

Następny poważniejszy bieg to dycha w ramach Biegu Bachusa 8go września, i dopiero ten bieg powinien mi dać jakieś wyobrażenie tego, gdzie jestem fizycznie… Ale przed nim jeszcze fajna wyrypa, czyli 25 go sierpnia Letni Bieg Piastów – 50 km po Karkonoszach. Już się jaram 🙂

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *