Dotrwać do soboty

Zbąszyń 

Krótka  relacja, choć chwalić by się chciało non stop 😉

 

Namówiony przez kumpelę  Agnieszkę tak troszeczkę z partyzanta zapisałem się na ten półmaraton w połowie września. Przyznam że wcześniej nic o nim nie słyszałem, a szkoda. Bo tak naprawdę żeby tylko w telegraficznym skrócie wymienić zalety:

 

  • Niewielkie wpisowe a w pakiecie pas na numer i kraftowy browar 🙂
  • Piękna trasa wokół jeziora: jedna pętla,  na mój gust pod życiówki,  aczkolwiek jeden mały i jeden większy podbieg się znalazły
  • Atmosfera: masa atrakcji towarzyszących, biegi i animacje dla dzieci,  dmuchańce, strefa gastro. Pacemakerzy, a na mecie świetna wyżerka 🙂 Po drodze sześć punktów z wodą i Izo, co uratowało życie podczas biegu w upale.
Zdecydowanie polecam 🙂

 

Ja sam po drodze się szykowałem na życiówkę w duszy. Do 13go kilometra pobiegłem z pacemakerami na 1:55, którym dziękuję i pozdrawiam bo pełna profeska. Na 13 km zaczął się najdłuższy zbieg świata 😀 z pięcioma kilometrami totalnie prostej drogi. Wtedy urwałem się i zacząłem przyspieszać. I już prawie witałem  się z gąską,  kiedy wypadłem z lasu na bezwietrzną patelnię 😉 Tempo spadło i zaczęła się walka o życie 😉 Koniec końców nie dałem się dogonić Zającom, 1:54 to 4 minuty gorzej od życiówki, ale myślę że w temperaturze o 10 stopni niższej mógłbym się koło niej zakręcić. 

Zdjęcie: Łuczewski fotografia

A  Ultrakotlina?

 

Próbuję jakoś ogarnąć się przed tym biegiem. Jak na razie wychodzi tego z 50% ogarnięcia 😉

 

  • Post 36 h odpada jednak. Połączenie treningów biegowych i kettli sprawia, że objawia się u mnie wilczy apetyt. Lepiej wchodzi intermittent fasting, np 8/16.
  • Piwko po długim biegu albo koszeniu trawy niestety też niepokojąco dobrze smakuje 😉 
  • W Zbąszyniu poszalałem z węglami ale wydaje się to sprawdzać nie ze względu na paliwo, ale nawodnienie organizmu.  Tak więc na razie wskakuję w ketozę ale na biegu będę podpierał się węglami. Do tego czasu wpadnie sporo sodu i potasu, a także chlorek magnezu w formie oliwki na nogi.

 

A na razie była mała pauza. W piątek wyskoczyłem z Okraju na Śnieżkę,  a powrót przez Łomniczkę i Budniki. To ten kawałek trasy Ultrakotliny który lekko mnie niepokoi 😀 Po drodze gdzieś poślizgnęła się noga i zmuszony byłem do krótkiej pauzy w treningach. Noga o tyle o ile działa, aczkolwiek czuć że coś tam w łydce jest naruszone i potencjalnie może niepokoić. Ale luz, wystarczy tylko przetrwać pierwsze 140 kilometrów… 😉

 

 Dzisiaj posypały się sprawy inne, dużo bardziej poważne  i start zaczął być mocno niepewny. Ten rok zdążył mnie już przyzwyczaić do tego, że plany mogę sobie głęboko wsadzić 😉 Zatem skoro na przypale albo wcale decyzję o starcie podejmę pewnie koło czwartku – piątku. Wyjścia i tak nie mam…

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *