Takim od bloga, a i takim normalnym też.
Tak sobie dzisiaj myślałem, ile to razy zaczynamy od początku. Ile to razy z moim bardzo dobrym kumplem Damianem zaczynaliśmy się odchudzać. Ile to razy zaczynałem jakiś ambitny plan treningowy. I takie tam ?
Ale wiecie co? Kiedyś się na to wkurzałem.
Zaczynanie od początku byłem symbolem klęski, powodem do załamki i wewnętrznego wkurwu. Ale potem zrozumiałem, że to po prostu życie. I zamartwiając się tym tylko dokładam sobie stresu. Jestem wystarczająco dobry. Dwoję się i troję próbując zmieścić wszystko w 24 godzinach – jestem dumny że aż tyle udaje mi się robić. Zatem luz, kokodżambo i do przodu ?
Do nadrobienia jest parę ciekawych opowieści.
Przede wszystkim Bieg Kreta. Ale i też dychy w Gubinie i Żarach, no i mój ukochany Maraton Koleżeński, także w Żarach.
I Chorwacja, taka do Marsa podobna ? Walczymy
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz