Post zakończyłem po 50 godzinach
Powodem nie był głód, absolutnie go nie czułem. Czułem się po prostu mocno osłabiony. Od dłuższego czasu słucham organizmu i odpuszczam bez problemu kiedy trzeba. A tutaj wolałem nie ryzykować.
Z formą jestem w małym impasie.
W niedzielę udało mi się zrobić względnie normalny trening. W tygodniu było to niemożliwe, czułem jakby choróbsko miało wrócić. Zamiast w las poszedłem raz na bieżnię do klubu i dwa razy na bieżnię magnetyczną w domu. Ta bieżnia to moja tajna broń: kamizelka 15 kg i nachylenie 15%. I idziemy w góry ?
Niestety nie ma ani czasu ani kasy na wyjazdy w góry. Stąd taki pomysł, podpatrzony u pewnego biegowego kompana. Wojtek, dzięki za to ?
Tekst do tego miejsca napisałem w poniedziałek ?
Wieczorem miałem go wrzucić, ale zamiast tego zajęty byłem ogarnianiem rodzinki, u której rozwijała się jelitówka. Jestem zadaniowcem, więc psychika nie pozwoliła rozwinąć się chorobie u mnie ? Dopiero kiedy wszyscy mniej więcej się uspokoili i ich organizmy względnie doszły do siebie nad ranem poskładało i mnie ? Na szczęście nie jakoś strasznie, dzisiaj doszedłem już do siebie na tyle żeby zrobić lekki trening. Jako że wszędzie trzeba szukać jasnych stron, jestem wdzięczny za minus 1 kg wskutek tej ‘kuracji oczyszczającej’ ?
Prawie miesiąc od ZUKa a ja praktycznie nie biegam.
Do Kreta 3 tygodnie z hakiem. Nie załamuję rąk, nie ma sensu. Trzeba coś potrenować i mocno odpocząć. I tyle ?
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz