III zielonogórski Rollercoaster, 2018

‘Bieg górski’ w Zielonej Górze?

W ramach przygotowań do Łemkowyny ostatnim większym treningiem miał być Rollercoaster, bieg górski odbywający się może 5 kilometrów od centrum Zielonej Góry. A tak, określenie ‘górski’ jest tutaj całkowicie uzasadnione, bo na 21 kilometrach trasy bez problemu uzbierało się prawie 400 metrów przewyższeń. Profil trasy mówi zresztą sam za siebie 😉

Początkowo miałem zamiar pobiec ten bieg na maxa. Powiem jednak szczerze, po ostatnich dwóch dyszkach moja wiara w siebie siadła, i postanowiłem zdroworozsądkowo zrobić ten bieg jako długi, fajny trening połączony z testowaniem jedzenia.

zdjęcie: http://trasy-biegowe.pl/

Jako że jestem członkiem Stowarzyszenia Nowe Granice, które oprócz Rollercoastera organizuje też Ultramaraton
dookoła Zielonej Góry nie mógłbym skrytykować tego biegu 😉

Ale też bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że biegacze nie mają na co narzekać. Piękna, górska i dobrze oznaczona trasa z możliwością wyboru w trakcie pomiędzy dystansem 10 a 21 kilometrów. Po drodze ani metra asfaltu i parę takich wzniesień, które podbiegnie jedynie czołówka biegaczy. Naprawdę można się złachać. Po drodze 2 bufety, owoce, cola, pastylki dekstro, izo, woda i inne frykasy. Na końcu fajny medal, piwo i cola, no i dobre żarcie 😉 A ja dodatkowo miałem ten przywilej, że pomagając w biurze zawodów sam mogłem wydać sobie pakiet startowy 😉

A sam bieg?

Udało się w pełni zrealizować założenia, żeby nie patrzeć na innych i robić swoje. Na drugim chyba kilometrze, na kolejnym sporym podbiegu mijający mnie biegacz zażartował, że głupio tak podchodzić, zamiast podbiegać. Przypomniałem mu to, kiedy go dogoniłem i wyprzedziłem na kilometrze siedemnastym 😉 Ogólnie sporo wyprzedzałem, sporo jak na mnie oczywiście 😉 Na bufetach udało mi się spędzić łącznie jedynie minutę. Żele i pastylki dekstro sprawdziły się idealnie, do tego pastylki saltstick i izotonik Oshee z gatunku tych naturalnych, czyli podobno tylko woda, sok cytrynowy, sól i cukier.

zdjęcie: http://trasy-biegowe.pl/

Jako, że z zielonogórskiego sklepu dla biegaczy Runplanet dostałem do testu Altry Lone Peak 4.0, bieg był też fajną okazją do sprawdzenia ich w warunkach naturalnych 😉 Po prostu miłość od pierwszego wejrzenia. Są delikatnie szersze niż model 3.5, co powoduje, że spokojnie wejdzie tam wodoodporna albo grubsza skarpetka. Trzymanie nogi jednakowoż dobre. Bieżnik mógłby być bardziej agresywny, nie zaryzykowałbym wzięcia ich na Łemko. Amortyzacja dobra, ale nie przesadzona, nie ma wrażenia biegania na poduszkach. Zerowy drop, lekkie i przewiewne. Do tego mały drobiazg: mocowanie do dedykowanych stuptutów znajduje się z tyłu buta niżej niż u poprzednika, co sprawia, że stuptuty skuteczniej chronią nogę i lepiej się trzymają. Jednym słowem trzeba zbierać kasę 😉

Cały bieg ogarnąłem w 2:29:39, co w porównaniu do 2:56 w roku 2016 jest sporym postępem.

Wtedy biegłem z koleżanką trochę wolniejszą, która dodatkowo upadając nieszczęśliwie złamała nadgarstek. Myślę, że realnie byłbym w stanie  zrobić to wtedy w 2:45. Więc jest postęp, był zapas w nogach, ale nie widziałem sensu gonienia 2 tygodnie przed najważniejszym startem sezonu.

A teraz nerwy i oczekiwanie. I dieta, bo kurde z parę kilo przydałoby się zrzucić 😉

 

zdjęcie: Ewa Szumigraj

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *