Letni Bieg Piastów, czyli 50 kilometrów w pięknych okolicznościach przyrody

 

Nie jest lekko.

 

Nawet, jak jest lekko to to Ci się tylko tak wydaje…

Życie rzuca się do rzyci – chyba dobry trening dla aktora, jeśli chodzi o wymowę 😉 Ale większość z nas zna te problemy, bo życie i trening mają to do siebie, że jakoś za bardzo do siebie nie pasują…

Po drodze przytrafiła się kontuzja barku, która wyłączyła mnie od biegania na prawie tydzień, a od spania na prawie dwa tygodnie 😉 Ale udało się troszeczkę odbić od dna, i dzisiaj w końcu krótka notatka o Biegu Piastów w Jakuszycach. A jutro Bachus. Ciekawe. Ten bieg to taki mój papierek lakmusowy formy. I wieku. Bo zawsze się zastanawiam, kiedy jeszcze będę robił progres… Jutro też???

***

Zabrzmi to nieskromnie, chełpliwie i pyszałkowato, ale wyszedł mi trening. Kiedyś oglądałem na endomendo treningi kolegi, który robił sobie półmaratony w sobotni poranek i zazdrościłem mu tego ogromnie. Lata temu było to dla mnie niewyobrażalne. A w Jakuszycach zrobiłem sobie ponad dwukrotnie dłuższy trening. Bo taki był plan na ten bieg.

Zaczęło się od mojej uroczej koleżanki biegowej Joasi, która miała obawy przed pierwszym ultra. I od zaproszenia, żeby ten bieg pobiec w roli pomocnika 😉 W międzyczasie impreza rozkręciła się, kolejni znajomi biegowi pozazdrościli  nam biegu. W efekcie czego w sobotni poranek na starcie w Jakuszycach stanęła piątka biegaczy plus supportujący nas Dawid 😉

Założenia proste: biegniemy razem, zwiedzamy, oglądamy widoki, gadamy i śmiejemy się. Udało się je w pełni zrealizować 😉 Pogoda była idealna pod bieganie. 16 stopni, zachmurzenie na zmianę ze słońcem, troszkę deszczu też się przytrafiło.

Od początku było w zasadzie imprezowo 😉 Bez alkoholu oczywiście, ale atmosfera spotkania starych znajomych, którzy dawno się nie widzieli. I tak było w istocie – o ile przed sezonem udawało nam się razem wyrwać od czasu do czasu w góry, to ostatnio wakacje, starty, urlopy i takie tam sprawiają, że widujemy się rzadziej. Było też chyba troszeczkę za szybko, ale też wiedziałem, że przy tym dystansie i limicie ewentualne kryzysy nie powinny nam zaszkodzić.

Chociaż nie, alkohol jednak lekki gdzieś się na drodze pojawił 😉 Na specjalne zamówienie, przed 30stym kilometrem trasy pojawił się nasz Dawid, żeby wspomóc nas małym izotonikiem, lekko alkoholowym  😉

Co do samego biegu: świetna organizacja. Biegłem tam parę lat temu dychę i półmaraton, wtedy było nieźle, ale teraz chyba jeszcze lepiej. Dużo punktów, masa jedzenia i picia, sympatyczni wolontariusze i niezastąpiony Tomek Hucał jako spiker 🙂 Trasa dobrze oznakowana.

A na koniec rolki wygrał nasz Tomek;) Ale to już temat na osobną opowieść 😉

 

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *