Parszywa 12stka, upał i Barkley Marathon

Oj ciężko było zabrać się  za pisanie. Ciepło, parno, leń, sporo zajęć no i przede wszystkim – czasami pampersa trzeba zmienić 😉

Ale też z czystej ludzkiej przyzwoitości winien jestem parę słów uznania organizatorom Parszywej Dwunastki, czyli Lenie i Pawłowi z zielonogórskiej Biegostacji. Bo bieg zacny.

Miałem już tak swoją drogą w nim więcej nie biegać 😉 Kiedyś dawno temu pobiegłem jego pierwsza edycję, z inną zresztą trasą. Ale potem powiedziałem sobie, że szkoda kasy na bieganie po ścieżkach znanych już na pamięć. Ważniejszym powodem z reguły było to, że ostatnie lata z reguły biegłem Sudecką Setkę, a nie czułem się takim kozakiem, aby Parszywą Dwunastkę zrobić w ramach rozbiegania, jak chociażby znany mi osobiście Andrzej zwany też Kaktusem 😉

Ale powiem tak: jednak warto wydać te parę dyszek na ten bieg 🙂

Trasa znana, ale ciekawa. Poza tym start oznacza inne nastawienie do biegu niż trening – więc można sprawdzić formę. Po trzecie, i najważniejsze – organizacja, ludzie i atmosfera. W pakiecie fajna koszulka, na trasie bufety z wodą i colą, a na koniec dobry makaron, kiełbacha i kaszanka z grilla. No i losowanie nagród 🙂 A na starcie i mecie dookoła pełno znajomych biegaczy, więc oprócz biegu to też takie małe spotkanie towarzyskie. Małym bonusem okazało się spotkanie na starcie Marcina Szczurkiewicza z Kabaretu Skeczów Męczących, prowadzącego na instagramie profil z nazwą jakże bliską mojemu sercu – czyli biegam_i_pije 😉 Mam ochotę wrócić za rok na tą trasę. Dlatego też na przyszły rok narodził się taki koncept: za rok Sudecka i pierwszy raz oficjalnie 42 km, a w niedzielę Parszywa 🙂

Po gębie widać, że lekko nie było 😉 Fot. Piotr Łabaziewicz

Co do samego startu: ze względu na temperaturę, czyli coś pomiędzy 27 a 29 stopni tempo poniżej 6 min/km brałbym w ciemno. Jestem zadowolony z biegu. Wyszło 5:44 min/km, a przyznam bez bicia że parę razy odpuściłem na podbiegu. Tak po ludzku nie potrafię zbliżyć się do granic moich możliwości, jest gdzieś z tyłu głowy głos, który szepcze cicho: uważaj…

***

Choćby na dzisiejszym treningu.

Od paru tygodni próbuję się adaptować do wysokich temperatur. Powoli spada waga, biegam popołudniami, kiedy temperatura jest wyższa, a w weekendy w okolicach południa i popołudnia. Dzisiaj na trening wybrałem się po południu, kiedy cyferki na termometrze pokazały 28 stopni. 1,5 litra izo w bukłaku i prawie litr wody we flaskach do polewania łysego łba 😉 Zgodnie z radami Porannego Biegacza odpuściłem też sobie nakrycie głowy.

Brzmi jak przepis na udar? Otóż nie, faktycznie głowa bierze spory udział w wymianie ciepła w naszym organizmie, a zakładając czapkę zaburzamy ten proces. Ale powiem szczerze, stres był, szczególnie kiedy ścieżka wybiegała z lasu i trafiałem na patelnię Odpukać – działa. Nic się nie stało, nie mam udaru. Po drodze zabrakło izo i wody, ale trasa od początku była planowana tak, żeby można było zahaczyć o sklep, więc na spokojnie dolałem wody do flasków i wciągnąłem małe bezalkoholowe. Ale cały czas wiedziałem, że było sporo zapasu. Że mogłem pogonić szybciej, dać z siebie więcej… Ale z drugiej strony jednak na końcu treningu termometr pokazał 31 stopni. 

***

I tu przechodzimy do Barkley Marathon. 

Pozornie bez związku. Ale oglądałem ostatnio na platformie streamingowej, tej z nazwą na N 😉 film o tym biegu. I polecam niesamowicie. Czytałem o tym wydarzeniu, ale artykuły nie są w stanie oddać atmosfery tego biegu. A film wydaje mi się, że ją w sporej części oddaje…

Nie będę pisał o samym biegu, można spokojnie wyguglować. Ale film oddaje po części  tą niesamowitą poezję, jaką sam czuję podczas biegu ultra… Ten pozornie bezsensowny wysiłek, który tak naprawdę sprawia, że czuję prawdziwe życie, całą masę emocji, walkę i nadzieję 🙂 I dzisiaj biegnąc  w upale, zmachany i zajechany, cały w strachu przed udarem poczułem znowu to… Te emocje, ten znany już mi skok adrenaliny, to coś, co sprawia że ludzie trenują i startują w wariactwach typu Barkley Marathon 🙂

Naprawdę polecam film, a szczególnie oglądanie go z kimś, kto nie biega, bądź też nie biega ultra albo wręcz biegania nie lubi. Masa smaczków w nim zawartych sprawi, że nie zmarnujecie wieczoru 🙂

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *