Gdzieś tam na dysku leży szkic wpisu – podsumowania biegowego roku.
Kiedyś też trzeba będzie napisać o Crossie po Zielonym Lesie, bo zacny to bieg.
Ale nie dzisiaj.
Dzisiaj będzie odcinek wyjątkowo niebiegowy. Angina, która położyła mnie do łóżka pognębiła, zniszczyła mnie nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie.
W zasadzie od 15 lat nie miałem anginy. Zmiana diety, sauna, zimne kąpiele po niej a w końcu morsowanie zadbały o jej zniknięcie. Dlatego też tak bardzo zaskoczyło mnie to choróbsko…
Chociaż zaskoczyło to chyba kłamstwo. Tak na wpół świadomie jechałem po bandzie sprawdzając wytrzymałość organizmu. Natłok pracy, nerwów, stresów, brak czasu na sensowną regenerację, kombinacje żywieniowe – to nie mogło się udać. Mogę chyba być głupio dumny z organizmu. Wytrzymał bardzo długo…
Zamiast pojechać z moją biegową bandą na Leśnika, nasze nieoficjalne zakończenie sezonu leżałem w domu i walczyłem z gorączką. Piątek był pierwszym dniem bez niej. Wczoraj myślałem, że zaczął mi wracać apetyt – przekroczyłem 2 tysiące kalorii w ciągu jednego dnia, a nie trzech ? Dzisiaj jem dużo mniej, natomiast dużo śpię więcej w środku dnia. Organizm dostał potężnego łupnia, i czeka mnie teraz powrót do formy…
Czy ja chcę wracać?
Nie, bo ta forma to było kłamstwo. To był wyżyłowany wyczyn. Cud, że wytrzymałem aż tak długo. I cud, że skończyło się tylko anginą…
Biegam i myślę…
Biegać nie biegałem, ale czasu na myślenie miałem aż nadto. I sporo czasu na przykrą analizę siebie, swoich błędów, pragnień, strachów. Pomogło parę książek i jeden ważny film… Bolesne to wszystko dla mnie, uświadomiłem sobie masę swoich błędów. Zobaczyłem, jak ślepo brnąłem w kłopoty szukając akceptacji u innych. Zobaczyłem wreszcie, jak bardzo nie lubię siebie, jak chcę siebie ukarać… A przede wszystkim odkryłem, jak paraliżuje mnie strach, wszechobecny, destrukcyjny…
Ale ten wpis zakończy się opowieścią o światełku w tunelu… Bo to chyba musiało się zdarzyć, musiało trzasnąć, musiało całkiem po ludzku pier***nąć, żebym mógł zmienić swoje życie nie tylko na niwie sportowej… Przestać się bać.
Bo jestem silny.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz