Szakszuka, czyli bałagan

Nie samym bieganiem człowiek żyje. A w zasadzie, głównie żyje jedzeniem.

Nie powiem, moje hobby, któremu poświęcam się dłużej, niż bieganiu. Ba, w zasadzie biegam dzięki temu, że kiedyś poświęcałem się jedzeniu dużo bardziej 😉 Chociaż do końca tak nie jest – kiedyś po prostu żarłem, nie zastanawiając się nad tym, co jem – miało być dużo i szybko. A teraz musi być dobrze, smacznie, czasami wykwitnie – jeśli nie mam, tego co chcę, to po prostu nie zjem nic, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia…

Dlatego też często gęsto gotuję sam. Z różnych powodów. Głównie chcę być pewny produktów, z których zostało przyrządzone danie. Poza tym nie cierpię gotowców. Po trzecie ceny niektórych dań w knajpach drastycznie odbiegają od rzeczywistej wartości produktów użytych do ich przyrządzenia – patrz sushi, risotto czy też stek. Po czwarte zaś, mój sposób żywienia powoduje, że czasami po prostu w knajpie nie dostałbym czegoś, na co mam ochotę – gdzie na przykład serwują jajecznicę z samych żółtek lub też kawę z masłem? 😉

Dzisiaj coś, co jest proste i wykwintne zarazem, tanie i oszczędne, smaczne i różnorodne.

A przede wszystkim pożywne i zdrowe – i za każdym razem może być w lekko innym wydaniu, w zależności od humoru i zawartości lodówki 😉 Szakszuka to taki kombajn mocy, który postawi Cię na nogi i da kopa energii. Już nie wspominając o tym, że idealnie leczy kaca, ale nam to niepotrzebne, bo sportowcy przecież nie piją, a co z tym idzie kaca nie miewają 😉

Ja zaczynam od czosnku. Obieram go, ciacham na drobne cząstki i odstawiam na bok – w ten sposób wydzieli się z niego dużo więcej aktywnych substancji. Potem cebula na drobne wiórki, i jeśli mam czas i ochotę – zabieram się za pomidory. Jeśli nie, albo jest zima – wtedy bez większych skrupułów biorę pomidory z puszki / pudełka. Masło klarowane na patelnię, i wrzucam cebulę. Podsmażam do momentu, aż będzie przyjemnie złota i na patelni ląduje czosnek. Parę razy mieszam, żeby za bardzo go nie przesmażyć, bo będzie gorzki – ma tylko oddać swój aromat, który sprawi, że kuchnia pachnie jak porządna knajpa. Potem wrzucam pomidory i smażę, mieszam, doprawiam solą i pieprzem, cała masa chilli, czasami szaleję i leci trochę cytryny albo limonki. Wielkim plusem tej potrawy, że można praktycznie dowolnie łączyć dodatki, szaleć z ich wyborem, po prostu bałagan, co jest tłumaczeniem słowa ‘szakszuka’. Można dodać pieczarki, kiełbasę chorizo, boczek, oliwki, dosłownie prawie wszystko.

Szakszuka, czyli bałagan

Potem w pomidorowej masie robię wgłębienia i wbijam tam parę jajek. Czasami, gdy potrzebuję dodatkowego kopa dorzucam jeszcze parę żółtek. Ach, uwielbiam ten cholesterol 😉 😀

Patelnia trafia do piekarnika – można też obyć się bez tego i przykryć ją pokrywką.

Cała sztuka polega na tym, żeby wyczuć ten moment, kiedy białko się zetnie, a żółtko pozostanie płynne. Wtedy od razu na talerz – w całym domu pachnie jedzeniem, a ja już nie mogę się doczekać, kiedy opędzluję tą witaminową bombę. Jeszcze tylko dorzucam trochę świeżej bazylii, czasami mięty – uwielbiam świeże zioła, a mięta powoduje, że całe danie nabiera kosmicznego aromatu.

Szakszuka, czyli bałagan

I tyle. Szybkie, proste i smaczne 🙂
Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Jeden komentarz

  1. agnieszka
    19/07/2017
    Reply

    wypróbowane, przepyszne 🙂 Yami!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *