Wiosenny Ronin 2018

Relacja z Tatr pisze się i się nie może napisać, ale tak całkiem po ludzku trudno z 50ciu zdjęć wybrać 10 do zamieszczenia na stronie 😉

 

O Roninie miała być tylko wzmianka na fejsie/insta, ale postanowiłem napisać parę słów.

Dlaczego? Tak po ludzku to z jednej strony należy to się organizatorom. Kameralny, darmowy bieg w pięknych okolicznościach przyrody, trasa z zacięciem górskim, na koniec kiełbaska z grilla i ciastka – naprawdę na nic nie można narzekać. Wielkie DZIĘKUJĘ 🙂

 

A  po drugie to ten wpis powinien nosić tytuł: Nie lekceważ nawet dychy idioto 😉

Bo mój wczorajszy występ był właśnie takim popisem. Nie sprawdziłem nawet pogody, zobaczywszy rano zachmurzone niebo założyłem, że tak będzie cały dzień. Ok, dychę można pobiec bez wody, ale mały flask w kieszeni nie dołożyłby dużo do mojej wagi 😉 Co najgorsze, nie wziąłem czapki, a przecież mała czapka buffa mieści się do małej kieszonki.

 

Pierwsze kilometry: 5:41, 5:14, 5:30 – czuję że latam 😉 A potem trafiam na spory fragment wyciętego lasu. W międzyczasie wychodzi słońce. Zaczyna się robić parno, patelnia daje się we znaki. Parę górek, które trzeba podejść, skutecznie odcinają zasilanie.

 

Od 5go kilometra decyduję się zwolnić, bo po prostu obawiam się, czy nie dostanę jakiegoś udaru. To, że na metę wpadam z czasem pół minuty lepszym niż ostatnio, traktuję jako nagrodę, która mi się nie należy.

Ale taki start tydzień przed Sudecką był mi potrzebny.

Bo pokazał mi, jak ważna jest koncentracja na celu, pokora i świadomość własnych słabości… Mam nadzieję, że pomoże mi to za tydzień 🙂

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *