Wodospady…

 

Chociaż jeszcze nie koniec sezonu, uznałem że czas na jego króciutkie podsumowanie.

Ze startów w tym roku w planie jest tylko zającowanie na dychę w Żaganiu i zimowy Leśnik, na luzie i treningowo, o ile o Leśniku można powiedzieć, że można go robić na luzie 😉

Ale siłą rzeczy nie mogę nie wspomnieć o wczorajszym Roninie. Raz, że po prostu ze zwykłej ludzkiej uczciwości należy to zrobić. Super bieg, wspaniała atmosfera, za totalną darmochę, w pakiecie butelka wody, batonik, a na  mecie zupka, kawa, herbata itp. A przede wszystkim ciekawa i miejscami ciężka trasa, w całości po lasach. Do tego trasa, którą wczoraj biegłem już bodajże czwarty raz, co siłą rzeczy daje okazję do sprawdzenia się i porównania formy.

A wczoraj był po prostu dzień konia.

Aż dziw, że zaledwie paręnaście dni po jakby nie było osiemdziesięciu dwóch kilometrach po Beskidzie Niskim noga tak niesamowicie podawała. Po pierwsze bieg rozegrany idealnie taktycznie, równy początek, oszczędzałem siły na górki po trzecim kilometrze trasy. Po drodze wyprzedziło mnie paru biegaczy, pięciu z nich miałem potem okazję dogonić i wyprzedzić na 7-8 kilometrze trasy. Zaowocowało to nawet fajnym dialogiem na fanpejdżu biegu 😉

To była też dla mnie nauczka, móc obserwować innych i uczyć się od nich. Po pierwsze wielu ludzi podchodzi zbyt ambicjonalnie do podbiegów i podbiega je na siłę, zamiast szybko podejść. Po drugie, jeśli już przechodzą na podbiegu do marszu, wtedy znacznie zwalniają, zamiast mocno napierać marszem w górę. A po trzecie wczoraj dużo zyskałem też zbieganiem 🙂

W efekcie otarłem się o złamanie godziny, a dokładnie 1:00:14, w porównaniu do 1:07:17 wiosną tego roku i 1:09:53 rok temu… Czyli jednak progres jest, treningi Olgi przynoszą efekty, i bieg ten dał mi niesamowitego kopa motywacyjnego po klęsce na Łemkowynie.

2018 w liczbach wyjdzie podobnie jak 2017.

Podobna ilość kilometrów, miało być więcej, ale lipiec i sierpień poprosiłem Olgę o zluzowanie małe, natłok problemów prywatnych sprawił, że nie miałem głowy do treningów. Może też całkiem po ludzku potrzebowałem wypocząć? W każdym razie nie żałuje tego, bo mam wrażenie, że mnie to wzmocniło.

A jedno niepowodzenie nie może przekreślić całego roku. ZUK, i treningi do niego otworzyły mi nowy świat górskiego, zimowego biegania, ale i też nocnych treningów. Chojnik i Sudecka, dwa biegi, i kolejne doświadczenia w górach. Ultramaraton Karkonoski, czyli odkrycie, że mogę od czasu do czasu zrobić trening 50+ 😉 Co nie wyszło, to dychy, czyli Bachus i Bieg Sulecha, ale składam to na karb przemęczenia i nadmiaru stresów. Sukcesów subiektywnie patrząc więcej niż porażek, i powoli czuję, że z biegowego żłobka zaczynam przenosić się do biegowego przedszkola 😉

Natomiast żeby się dalej rozwijać, muszę popracować nad paroma rzeczami.
  1. Waga. Niestety zażeranie stresów spowodowało, że ósemka z przodu zniknęła, i na dzień dzisiejszy pojawiło się 93,5 kg. Plan: 10 kg w dół przez trzy miesiące. Piszę otwarcie, więc jest mus, żeby się z tego za trzy miesiące rozliczyć. Wracam do niskich węgli, a konkretnie do Diety Optymalnej, na której swego czasu dotarłem do 85 kilogramów. Wysokie węgle nie są dla mnie, i nie dają mi spodziewanych efektów w bieganiu, a jedynie utrudniają spadek wagi.
  2. Siłownia i rehabilitacja. Niestety mam uszkodzony bark, co spowodowało że ostatni rok praktycznie nie dotykałem żelastwa. Pracuję nad tym mocno z moją fizoterapeutką Kasią, i czas zabrać się za poważniejsze treningi.
  3. Yoga. Siedząca praca i stresy powodują koszmarny wręcz brak mobilności w biodrach.
  4. Kije i nordic walking. Bo dużo dają na trasie ultra, a szczególnie w górach.
Generalnie rok 2019 ma być ubogi w starty i bogaty w treningi.

W planach:

ZUK (o ile się wylosuję), Sudecka i Chojnik, ale o dziwo chyba w wersji 42 na Sudeckiej i być może 70 na Chojniku, a na jesień Łemkowyna 100, o ile się wylosuję 😉 Do tego jeśli połówki, to raczej na zająca, jedynie mam nadzieję że uda się pobiec szybciej połówkę w Jaworze. No i jesień Bachus i bieg Sulecha, gdzie będę chciał powalczyć z czasem na dychę.

A skąd tytuł notki?

Ostatnio jedna osoba, obracająca się w zielonogórskim światku biegowym, osoba, którą lubię i cenię powiedziała mi coś w tym stylu: “wiesz, zastanawiam się co kieruje ludźmi, którzy wręcz jarają się Twoimi niepowodzeniami, komentują je i wyśmiewają, w stylu – o Wasiak znowu zszedł z trasy…” I uświadomiłem sobie, że to mnie nie smuci, ani denerwuje, ale daje niesamowitego kopa 🙂  Bo cały czas robię swoje, cały czas dążę do osiąganie swoich celów. Czasami je osiągam, czasami nie, ale cały czas prę do przodu. Bo czasami nie jest ważny cel, ale droga która do Niego prowadzi…

 

Czasem mówią Ci,  że nie dasz rady

A ich słowa lecą w dół jak wodospady

Unieś w górę się

Ponad swoje wady

Możesz zdobyć cały świat nie będąc doskonałym”

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *