Zimowy Leśnik, czyli ślepiec widzi po raz pierwszy kolory ;)

Byłem już przekonany, że Łemkowyna była sztosem, jeśli chodzi o tegoroczny wyczyn.

Moja prywatna nagroda w kategorii Bieg Roku, itp 😉 Ale Leśnik, chociaż krótszy i może z pozoru “nie ultra”, dał mi niesamowitą frajdę i sprawił, że zacząłem mieć wątpliwości 😉

Krótko: jak zwykle poszło o zemstę, odegranie się, wyrównanie rachunków – czyli męska sprawa 😉 Oczywiście wyrównanie rachunków z edycji jesiennej, kiedy to z kontuzją, złamanym kijkiem i zranioną ambicja schodziłem z trasy. Ale też przyznać muszę, że jak Łemkowyna kiedyś, ten bieg zalazł mi za skórę, chociaż z innych chyba powodów.

Leśnik jest jak typowy facet – do bólu prosty i okrutny, ale i też zwierzęco atrakcyjny 😉

Tu nie ma miejsca na coś pośredniego – jeśli posłuchasz po drodze innych biegaczy, to albo będą chwalić, jaki ten bieg jest zajebisty, albo niepochlebnie wyrażać się o kondycji psychicznej projektantów trasy 😉 Często zresztą w jednym, długim zdaniu usłyszysz jedno i drugie 😉 Leśnik to organizacja i trasa. W pakiecie dostajesz zwrotny chip, numer startowy w woreczku foliowym i agrafki. Chcesz koszulki, gadżetów, wodotrysków? To nie tu 😉

A teraz cała historia.

W piątek przyjeżdżam do Doroty i Michała na Śląsk. Tym razem mam pakiet all inklusive – spanie, transport i pyszne jedzonko 😉 Niedużo snu, bo trzeba się nagadać, i wczesnym rankiem ruszamy w stronę Szczyrku. Dookoła śnieżnie i mroźnie. Odbiór pakietu siłą rzeczy nie zajmuje dużo czasu 😉 Potem odprawa. Ojciec Dyrektor krótko opisuje trasę: tu będzie lekko, ciężko, lekko, ciężko, lekko, ciężko, bardzo ciężko, ciężko, bardzo ciężko, ciężko, meta. Poza tym mamy nie przejmować się trackiem GPS, bo opady śniegu zmusiły orgów do zmiany trasy w paru miejscach, czyli patrzymy tylko na taśmy. I podstawa – bez kurtki z kapturem nie pobiegniesz 😉 Jak się później okazuje – genialne zalecenie.

Na starcie zbiera się spora grupka Półleśników i Leśników.

Nadleśnicy, czyli ultrasi pobiegli już nad ranem. Krótkie oczekiwanie, i ruszamy w ośnieżone góry. Pierwszy kilometr luźny, pogaduchy i uśmiechy. I nagle korek: trasa zamiast wygodną drogą wzdłuż stoku skręca do góry, w las. Robi się korek –  na stromej, wąskiej ścieżce do góry maszerujemy jeden za drugim. Ostre podejście, ślisko – już wiadomo, że łatwiej nie będzie  Aczkolwiek z perspektywy całego biegu pierwsze 10 kilometrów można nazwać stosunkowo lekkimi – są strome podejścia, równie strome zbiegi, parę strumyczków – ale jest piękna pogoda, ciepło, piękne widoki. Cztery górki i cztery zbiegi. Ciągle jednak jest jakieś napięcie, podłoże jest niepewne, buty ślizgają się na podejściu i na zbiegu. Z profilu trasy wynika, że następne będzie długie podejście na Skrzyczne. Jest naprawdę długie, na początku ostre, później łagodniejsze, ale mozolne.  Ale dalej czuje pewien luz, do momentu, kiedy trasa nie skręci ostro pod górę.

I tutaj zaczyna się prawdziwy Leśnik.

Wspinamy się trasą narciarską w kierunku schroniska. Jest niesamowicie zimno. Wiatr, chmury albo mgła, pracujące ratraki i armatki śnieżne. Tutaj genialnym rozwiązaniem okazuje się kaptur – na pozór leciutka kurtka w połączenie z kapturem powoduje, że ciepło nie ucieka tak szybko i można przetrwać chłód bez konieczności zakładania dodatkowych ciuchów. Ale dalej jest ciężko. Żmudnie, mozolnie wspinam się pod górę, walcząc z wiatrem i zimnem. Miękki, świeży śnieg miesza się ze zmrożonym, sztucznym śniegiem z armatek, gdzieniegdzie prześwitują kamienie.

Ale na horyzoncie widać już szczyt, a wiem, że szczyt oznacza też schronisko 😉 Chwilę wcześniej dzwoni do mnie Michał, że czekają z Dorotą u góry. Dorota ma duszności i lekki kryzys – nie dziwi mnie to, bo warunki są niesamowicie ciężkie. Zawierucha, śnieg – oddycha się naprawdę ciężko. Jestem troszeczkę zdziwiony, bo sporo biegaczy grzeje się przy kominku, i za bardzo nie wyglądają, jakby mieli ruszyć dalej. I jak się później okaże, sporo z nich rezygnuje z dalszej rywalizacji. Schronisko po drodze to poważny test silnej psychiki – ciężko z ciepłego wnętrza udać się w nieprzyjazny śnieg…

Dorota zostaje, my z Michałem ruszamy dalej.

Przed nami sporo luźnego zbiegu. Piękne warunki, mniej wieje. Sporo ludzi z naprzeciwka, to biegacze, którzy już zbiegli prawie do Szczyrku, a teraz zgodnie z sadystycznym zamiarem projektantów trasy ponownie podchodzą pod Skrzyczne 😉 Luźny zbieg to parę kilometrów. Żeby nie było za lekko, skręt i ostro w dół – kierunek Bieńkula. Naprawdę ostra trasa zjazdowa, podchodzący biegacze dyszą i przeklinają orgów 😉 Ale z góry nie jest też lepiej. Luźny i głęboki śnieg, brak kontroli i dopada mnie fatum 🙁 Noga wykręca mi się jak na jesiennym Leśniku, upadam i syczę z bólu. Tym razem jednak udaje się nie złamać kijka 😉

Na szczęście po dłuższej chwili masażu nogi kijkiem i rozciągania i powoli ruszam z Michałem dalej. Szału nie ma, ale wiem już, że sprawa nie jest poważna, limit czasu odległy i mogę sobie pozwolić na dalszą walkę. Trochę wypłaszczenia, potem ostro w dół przez las, niebezpiecznie ślisko, ale docieramy do punktu. Tam szybki popas, daktyle i pomarańcze i z powrotem do góry. Noga boli, więc puszczam Michała przodem, wiem że muszę spokojnie napierać do góry.

clone tag: -5993371288397586188
Dwa ostre podejścia są lżejsze, niż się obawiałem.

Mam wrażenie, jakby mineło tylko parę minut i po chwili maszeruję już lekkim podejściem pod Skrzyczne.

Jestem wesoły i spokojny  wiedząc, że dam radę i że zmieszczę się w limitach. Docieram na szczyt, małe zamieszanie z taśmami, biegacze z maratonu ratują mnie przed nadłożeniem drogi, i już za chwilę zbiegam trasą fisowską w kierunku mety. Brak znajomości okolicy sprawia, że wierzę garminowi, że już za dwa kilometry będę na mecie 😉

 

Dalszy zbieg staje się męczarnią… Luźny śnieg wykręca mi nogę na wszystkie strony, zaczyna konkretnie boleć, do tego zapada zmrok, ciężko dostrzec taśmy, które wydają się wisieć w większych odstępach niż wcześniej. W zasadzie przypadkiem rzucam okiem bo prawą stronę zbliżając się do armatki śnieżnej. Uderzam w prawo, włączam lampkę i przez dłuższy czas biegnę w dół nie widząc żadnej taśmy. Po chwili staję i zaczynam sprawdzać w garniaku trasę. Doganiają mnie inni biegacze, równie zdezorientowani. Wspólnie ruszamy w dół, na zasadzie, że jakaś cywilizacja na dole być musi 😉 Po chwili widać taśmę, więc jesteśmy na trasie. Koledzy ze zdrowymi nogami odskakują mi, ja spokojnie zbiegam uważając, żeby upadkiem nie pogorszyć sytuacji.

 

Za chwilę kolejny ciężki moment – dwa szlaki odbijają w lewo w dół, przede mną skałki, wydeptana ścieżka i żadnej taśmy w zasięgu wzroku 🙁 Dzwonię do Michała, który był przede mną  i podpytuję, jak dalej biec. Wychodzi na to, że jest ok, więc dalej w dół, wolno ale cały czas. Noga boli. Czas wydaje się wlec, ale w końcu widzę światła Szczyrku i wbiegam na ośnieżony asfalt. Mostek, w prawo i wiem, że już za paręset metrów meta.

Meta. 8 godzin i dwadzieścia kilka minut 😉

Jestem zadowolony. Na razie buduję bazę, więc zgodnie z wytycznymi trenerki nie szalałem, aczkolwiek serduszko pikało mocniej. Jako że w końcu wylosowałem się na Zimowy Ultramaraton Karkonoski, Leśnik stał się poligonem doświadczalnym przed tym startem. I to dało mi sporo, bo wiem już mniej więcej, w którym kierunku pójść sprzętowo i żywieniowo. W zasadzie chyba zrobię o tym osobny wpis, bo parę osób pytało, więc jak zapyta parę jeszcze, to się zmobilizuję 😉

O biegu: klasa sama w sobie. Leśnik to trasa, kwintesencja wyrypy, biegu górskiego, dobrej zabawy. Na punktach bardzo mili i pomocni wolontariusze, same punkty też dobrze zaopatrzone. Na mecie ognisko i pyszny makaron, widziałem, że opcja wege też była. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić to oznaczenie trasy w końcowej jej części, ale to nie psuje ogólnej świetnej oceny. A ja już się cieszę, bo wychodzi na to, że mam szansę w przyszłym roku załapać się na jeden – dwa starty na Leśniku 🙂

A skąd tytuł wpisu?

W pewnym momencie, zmęczony, zziajany, podchodząc niewiarygodnie stromą i śliską ścieżką zdałem sobie sprawę, jak bardzo ten bieg różni się od innych, ‘grzecznych’ biegów. I ten cały trud, wysiłek, przyroda i ta cała masa wrażeń była dla mnie jak objawienie… Kocham to 🙂

 

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *