Tytuł chyba chwytliwy?
Może i tak, ale kiedy myślę o sobotnim biegu na 44 km po zielonogórskich Wzgórzach Piastowskich to galopu różnych uczuć nie było 😉
W zasadzie mogę powiedzieć, że królowała czysta, lekko tylko pod koniec zmącona zmęczeniem Radość.
Rollercoaster emocji związanych z życiem pozasportowym towarzyszył mi w ubiegłym tygodniu. Cóż zrobić – tak było, jest i będzie. Czuję często zadowolenie czy nawet dumę, że człowiek znajduje jeszcze czas i siły na treningi po całych dniach wypełnionych pracą i stresami. Dlatego też najlepiej chyba biega mi się rano, zanim życie rzuci się do gardła 😉
Sam bieg polecam.
Mowa tu oczywiście o Rollercoasterze od Nowych Granic, który w tym roku oprócz wersji 10 i 21 km zyskał także wersję 43 km, czy prawie jak ultra 😉
I to do tego górskie ultra. Orgowie zapowiadali 1100 metrów przewyższeń, kiedy wgrywałem tracka garmin upierał się przy niecałych 700 metrów. Koniec końców wyszło powyżej tysiąca metrów, co potwierdziła ankieta wśród znajomych biegaczy 😉 do tego dobra organizacja, super atmosfera, na koniec papu, browar jak i oryginalny medal 🙂
A mój występ?
Zadowolony jestem. Wymagająca trasa wśród malowniczych Wzgórz Piastowskich. Ścieżki lesie ale i też parę crossów przez jakieś krzaczory 😉 do tego 4 razy morderczy podbieg po Wieżę Bismarcka, gdzie czekał punkt odżywczy (dziękuję wszystkim, ale szczególnie Monice i dwóm Radkom :)) Swoją drogą organizatorzy zrobili super robotę przepinając w trakcie biegu taśmy znakujące tak, aby każdy bezpiecznie osiągnął metę. Jak słyszałem, jednak nie obyło się bez paru incydentów, gdzie ktoś celowo przewiesił taśmy 🙁
Ja jeszcze ze swojej strony postanowiłem dodać biegowi trudności i zrobiłem go w wersji na czczo. Ostatni posiłek to była kolacja dzień wcześniej. Po drodze tylko woda i domowej roboty kapsułki z solą. Odpukać weszło idealnie, super lekkość, zapas mocy był, ale bałem się dociskać mocniej – nigdy nie biegłem tak długo bez jedzenia.
Czas? 5:58 brałbym przed biegiem w ciemno, plan był prosty: dobiec zdrowo i zmieścić się w limicie 6,5 godziny. Jeśli ktoś powie, że wolno to od razu przyznam rację – ale też zadowolony jestem że przy ponad 1000 metrów up dobiegłem w dobrej formie i znośnym czasie a dwa dni po biegu mogę już wracać do treningów.
Działam dalej zgodnie ze swoim tajnym planem ????
Na razie zastanawiam się czy pobiec 21 km w Żarach za dwa tygodnie. Kusi leśna, techniczna trasa, super atmosfera i możliwość spotkania wielu znajomych.
Zdjęcia: Iwona Zasada, Robert Sas
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz