Sudecki Maraton 2/2

Chronologicznie ten trening był pierwszy. Ważniejszy i jak się potem okazało, dłuższy.

 

Sudecka Setka moim zdaniem zaczyna się od bodajże 53go kilometra.

Od lewej – z dołu, Od prawej – z góry 😉 Takie zdjęcia idealnie pokazują, jaka robota jest do zrobienia 😉

Dzikowiec. Wszystko przed tym jest zaledwie taka przygrywką, uwerturą 😉 I dlatego też zależało mi na zrobieniu drugiej części trasy zaczynając właśnie od tego zapierającego dech podejścia. 

To jest też efekt przemyśleń. Odpuszczam od pewnego czasu łapanie wielu srok za ogon. Mam w planie robić w roku 1-2 biegi długie. Dwa, ale za to porządnie, gruntownie przygotowując się do każdego z nich. Stąd pomysł na trening na drugiej części Sudeckiej Setki.

Do pomysłu przekonałem dwójkę moich biegowych kompanów, Dawida i Marka. Wartością dodaną był Urwis, czyli pies Marka 😉 Z samego rana wesoły autobus ruszył w kierunku Boguszowa, aby po 2ch godzinach podróży dowieźć nas na miejsce startu.

Marek z Dawidem mieli w planie coś koło 22 km, ja dumnie ruszyłem z zamiarem zrobienia maratonu.

Oznaczenia jeszcze z zeszłego roku. A w zasadzie, biorąc pod uwagę pandemię, sprzed dwóch lat.

Było ciepło, a nawet gorąco. Początkowo nie stanowiło to zbytniego problemu, ale przyznam, że potem dosyć mocno się zgrzałem. Ale też regularna suplementacja solą z potasem plus bukłak wody pozwolił bezproblemowo dociągnąć do mety.

Trasa piękna. Druga część Sudeckiej podoba mi się zdecydowanie bardziej. Po pierwsze bardziej urozmaicona biegowo, a po drugie przede wszystkim niesamowicie malownicza. No i górki. Lesista Wielka, Sucha Góra ale przede wszystkim On – Dzikowiec.

Teraz było łatwiej 😉

Dzikowiec był pierwszy na trasie mojego treningu. Na świeżości podejście poszło szybko i sprawnie, oby też tak było na Sudeckiej Setce. Wisienką na torcie na szczycie Dzikowca jest zdecydowanie wieża widokowa. Dziwne, ale mam wrażenie że widziałem ją pierwszy raz – aż sprawdziłem na archiwalnych zdjęciach. Najwidoczniej zajechany podczas biegu nie rejestrowałem jej obecności 😉

Na treningu wszedłem na nią, złapałem trochę oddechu patrząc na nią. i dalej w drogę. Góra, dół, góra dół. Mozolnie, ale luźno i cały czas do przodu. Przypominam sobie trasę i podziwiam widoki.

Testuję nawadnianie. Sól daje radę, kapsułki własnej roboty to tani sposób na zapewnienie sobie dedykowanej mieszanki sodu, potasu i magnezu 😉 Do tego testuję jedzenie, a właściwie jego brak – caly trening zrobiłem na kubku kawy z łyżka oleju MCT. niskie tempo i tętno, więc korzystam ze swoich zapasów.

Kilometry mijają szybko. Cały czas odpoczywam patrząc na góry, w tym majacząca w oddali Śnieżkę. Druga część trasy Sudeckiej Setki to zaiste uczta biegowo widokowa. Trasa jest odpowiednio trudna i jednocześnie atrakcyjna widokowo.

Niecałe 44 kilometry i 7 godzin z hakiem.O dziwo muszę przyznać, że było to trening, a nie wyczyn. Nie dałem z siebie wszystkiego, nie cisnąłem, wolno, ale dokładnie 😉 Być może forma jeszcze w lesie, ale jestem zadowolony. Wstałem z kanapy i zrobiłem trening 44 km, i nawet jeśli nie wrócę do dawnej wydolności to i tak nie jest najgorzej jak na zbliżające się 50 z przodu 😉

A co będzie już w piątek? Sam nie wiem

Sto kilometrów to sto kryzysów 😉 Nie jestem pewny pogody, formy, nogi jakieś ciężkie, gdzieś tam echa rozcięgna się pojawiły, chociaż od miesięcy był totalny spokój. Ale tak właśnie wygląda życie. I dzięki Bogu mam wokół siebie parę osób, które zwróciły mi uwagę, żebym wyluzował i cieszył się biegiem zamiast stresować się formą i czasem. 

I taki mam zamiar 🙂

 

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *