Złocista Mila Toruń 2017

Złocista, czyli Piwna Mila 😉

Pisała się ta relacja, pisała i nie mogła napisać – bo życie codzienne sie do gardła rzuciło 😉 Któż jednak ze sportowców – amatorów nie zna takich problemów… Pisze mi się w głowie już osobna notka na ten temat, ale wróćmy do tematu 😉

Długo się zastanawiałem, jak opisać ten bieg.

Bo z jednej strony to jedynie 1609 metrów, podzielone na cztery ‘interwały’ 😉 Z drugiej zaś jednak swego rodzaju wyzwanie, poruszające w nas struny ambicji…

Ale od początku. Trzyosobowa brygada w składzie Dawid, Darek i ja wyruszyła około południa w kierunku Torunia. Droga minęła szybko, na tyle szybko, że przed główną atrakcją wieczoru udało się nieoczekiwanie zaliczyć atrakcję dodatkową, czyli mecz żużlowy na toruńskiej Motoarenie. Zaraz po nim udaliśmy się na znajdujący się w pobliżu stadionu motodrom, na którym miał odbyć się bieg.

Szybki odbiór numerów, pakietów jako takich nie ma, ale też za 30 złociszy ciężko oczekiwać cudów, tym bardziej że w ramach biegu dostajemy też 4 piwka 330 ml 😉 A’propos: do wyboru są trzy możliwości  – sztafeta, czyli 4 zawodników biegnie po jednym piwku i jednym okrążeniu, Classic Mile, czyli 4 x 330 ml i 4 okrążenia biegnięte przez jednego zawodnika, i Hardcore Mile – zawodnik biegnie 4 okrążenia i pije 4 piwa 500 ml.

My biegniemy Classic Mile.

Mała atrakcją staje się Dawid, który jako abstynent dostaje od organizatorów 4 bezalkoholowe browarki, a od kibiców małe owacje 😉 Dla nas to oczywiście nieoceniony członek teamu, nie tylko dlatego, że to dobry kompan, ale i dlatego, że ktoś musi wrócić po zawodach autem 😉 Po małym zamieszaniu, kiedy bieg miał startować 19:20, a wystartował 5 minut wcześniej, przy czym Dawid na start ledwo zdążył, bierzemy butelki w dłoń i czekamy na sygnał do startu…

Start !!! Zasady są proste: pijesz piwo, obracasz nad głową pustą butelkę na dowód, że jest rzeczywiście pusta i biegniesz jedno okrążenie, czyli około 400 metrów. I tak cztery razy 😉 Za oszustwa czy też wymioty na trasie przewidziane jest karne okrążenie. Z całej naszej trójki ruszam na trasę jako pierwszy, gdyż jak się później okaże, najszybciej idzie mi picie piwa. Pierwsze 100 metrów to katorg – człowiek za wszelką cenę próbuje się pozbyć nadmiaru gazu z organizmu, nie doprowadzając jednocześnie do pozbycia się zawartości żołądka 😉 Potem można przyspieszyć, ja jednak biegnę zachowawczo, bo boję się, co będzie później.

Kolejne piwa wchodzą już wolniej, ale oceniam, że trzymam dosyć dobre tempo. Mottem tego biegu staje się maksyma Aloszy Awdiejewa – “Nie sztuka wypić, sztuka utrzymać” 😉 Na szczęście utrzymam do końca biegu 😉 Ostatnie okrążenie próbuję delikatnie przyspieszyć, i poniżej 10 minut przekraczam linię mety. Medali nie ma, za to po biegu można w jednym z toruńskich pubów odebrać kufel z pamiątkowym grawerem.

Warto było jechać. Świetna organizacja, dookoła pełno pozytywnie nastawionych ludzi.

Niesłychanie wesoła atmosfera, ciężko nie żartować przy biegu tego rodzaju. Wbrew pozorom bieg też niełatwy: interwały podzielone stresującym piciem na czas. I co mnie zdziwiło: bieg z założenia był zabawą – a jednak we wszystkich zagrała ambicja, pojawiła się taka chęć sportowej rywalizacji. I to stanowiło dla mnie taki dodatkowy smaczek, to obserwowanie siebie z zewnątrz, jak budzi się wola walki i chęć osiągnięcia jak najlepszego wyniku.

Czy pobiegłbym jeszcze raz? No pewno. Jest w końcu kolejna życiówka do zrobienia 😉

Polub nas i podziel się 🙂

Najnowsze wpisy

Kategorie

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *