Pod tym skrótem kryje się Zimowy Półmaraton Gór Stołowych.
Kameralna impreza organizowana przez Piotra Hercoga, znakomitego ultrasa, który ostatnio wsławił się wygraniem Moab Endurance Run, czyli morderczego biegu o długości 238 mil. A dla około pięciuset biegaczek i biegaczy robi bieg, na którego wspomnienie jeszcze długo będę się uśmiechał…
To nie jest moje pierwsze spotkanie z tym biegiem. Raz byłem zapisany, ale choroba uniemożliwiła mi start. W następnym roku wystartowałem niejako z zemsty, żeby wyrównać rachunki. To były początki mojego biegania, na trasie prawie nie było śniegu, a ja zapamiętałem ten bieg jako trudny, ale nie morderczy.
Tegoroczny start miał być porządnym mocnym treningiem, ale tego, co spotkało mnie na trasie nie mogłem przewidzieć.
Trasa była nieznacznie zmieniona w stosunku do edycji poprzednich. Kiedyś ZPGS startował z Pasterki, z łąki obok schroniska, teraz ruszyliśmy z Centrum Szkoleniowo – Edukacyjnego Parku Narodowego Gór Stołowych w Karłowie. Nie miało to wpływu na trudność trasy, i było zmianą w zasadzie kosmetyczną. Najważniejsze fragmenty trasy pozostały niezmienione: na początku trasy ostry zbieg z okolic Szczelińca, potem równie strome podejście pod Szczeliniec, a potem kierunek Ostra Góra i Błędne Skały, aby potem wrócić przez Karłów pod sławne już wśród biegaczy schody 😉
W tym roku pogoda dopisała. Mam tu na myśli śnieg, który sprawił, że bieg stał się iście zimowy 😉
Popadało sporo śniegu, który zdążył się lekko zmrozić. Na większości trasy leżała jego zacna warstwa, w wersji ‘po kolana’ albo “po coś wyżej’ 😉 Szlaki były przetarte, ale śnieg kopny, wykręcał nogi na wszystkie strony i był taki nieprzewidywalny jeśli chodzi o stawianie stóp, bo gdzieniegdzie było bardziej twardo, albo bardziej miękko i nogi często rozjeżdżały się na boki 😉 Na trasie lekki minus, a przede wszystkim prawie bezchmurne, niesamowicie błękitne niebo, które pięknie komponowało się ze skrzącym się śniegiem.
Przetarta była tylko wąska ścieżka, co powodowało, że większość biegu biegacze grzecznie szli lub próbowali truchtać gęsiego.
Wyprzedzanie w głębokim śniegu było mocno utrudnione. Śmiałem się w duchu , kiedy po 45 minut mozolnego brodzenia w śniegu udało mi się wyprzedzić sympatycznego biegacza ze Śląska, z kamerką na głowie, jeśli przypadkiem czytasz to pozdrawiam 😉 Tiry wyprzedzające się na autostradzie były przy mnie jak demony prędkości 😉
Podziwiam całą masę szybszych ode mnie biegaczy. Powiem szczerze, nie dawałem sobie rady z tą trasą. Cholernie bolały mnie nogi, może po paru godzinach spędzonych w poprzednich dniach w twardych butach narciarskich, z dziećmi na stoku. Ale większy problem miałem ze zbiegami. Po prostu bałem się zbiegać. Dzisiaj sam się zastanawiam, czy brak mi jeszcze umiejętności, czy może dobrze robiłem chroniąc się przed potencjalną kontuzją? Jedno jest pewne, przed ZUKiem muszę jeszcze parę razy wyrwać się w Karkonosze potrenować. W takich warunkach jak wczoraj myślę, że miałbym problem ze zmieszczeniem się w limicie. Zbiegi to moja pięta achillesowa, i podczas treninigów do ZUKa postaram się mocno nad nimi popracować. Tutaj było 4:34, czyli niecałe 25 minut do limitu, ale też przyznam, że był tu zapas i nawet w tych warunkach mógłbym bardziej pogonić.
Tak czy tak lekko potłuczony jestem. Zaliczyłem ze dwie – trzy spektakularne gleby, w tym jedną ostatnią na oblodzono – ośnieżonych schodach na Szczeliniec, kiedy za bardzo zaufałem icebug’om 😉 Ogólnie super buty na lód, oszczędzają czas bo nie trzeba przystawać na założenie raczków, ale w sobotę lodu było raczej niewiele, a na kopny śnieg wystarczyłyby zwykłe trailówki.
Ogólnie jednak zadowolony jestem. Spędziłem dobry czas, w pięknych okolicznościach przyrody, przy niesamowitej pogodzie i z fantastycznymi ludźmi, znajomymi i nieznajomymi 🙂 Miałem okazję w końcu spotkać się z dawno niewidzianymi Gabrielą i Tomkiem, a moja własna Siostra wybrała się ze mną w ramach supportu, za co wielkie dzięki 🙂
Bieg super, trasa świetna, dwa bufety, dobrze zaopatrzone na napoje i napitki, na drugim wymiatała babka z dżemem (babka że w sensie do jedzenia ;D ). W pakiecie opaska termiczna na głowę i paka odżywki białkowej, a na mecie niezłe spaghetti.
A z nowości to była ze mną pierwszy raz kamerka.
I postaram się zmontować coś krótkiego z nagranego materiału, bo widoki aż się proszą o to 😉 W końcu może będę mógł dopełnić tekst i fotki ruchomym obrazem, którego czasem brakuje mi w moich opowieściach. Aha, i nagrała się gleba na Szczelińcu 😉
Cześć, Również szykuję się na ZUKa, chętnie jak była by możliwość dołączyłbym na wspólny trening w Karkonoszach (jestem z Zielonej Góry).
napisałem na priv 😉
Świetnie się czyta i oglada
Dzięki Tomek ?